
W tym obszarze sytuacja zdaje się jednak normalizować wraz z tym jak wyczerpuje się odroczony popyt. O co chodzi? W 2020 roku wielu rodaków nie mogło sobie pozwolić na zakup mieszkania wraz z tym jak banki przykręciły kurki z kredytami. Od początku 2021 roku obserwowaliśmy jednak dynamiczny ruch w przeciwnym kierunku. W efekcie co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób, którym w 2020 roku kredytu odmówiono, ruszyło po hipotekę w bieżącym roku. Apogeum tego zjawiska widzieliśmy w maju w postaci rekordowej liczby składanych wniosków kredytowych i w lipcu w postaci rekordowych wypłat hipotek.
W przyszłym roku negatywnie na popyt na kredyty mieszkaniowe może działać spodziewana skromna podwyżka stóp procentowych. Przeciwny efekt powinien mieć zapowiedziany przez rząd program gwarancji kredytowych, który powinien pozwolić na zakup mieszkania osobom, które dziś są tej możliwości pozbawione.
Nowym elementem tej układanki są fundusze inwestycyjne. Najczęściej są to zagraniczne podmioty, które widząc potencjał naszej mieszkaniówki, skupują całe bloki i osiedla z i tak już wykupionego rynku. To generuje dodatkową presję na wzrost cen.
W obliczu takiego popytu nawet największa ofensywa inwestycyjna deweloperów okazuje się zbyt skromna. Przy tym trzeba mieć świadomość, że są granice, których firmy budujące mieszkania nie dadzą rady przekroczyć bez ułatwień regulacyjnych lub innowacyjności. Bez nich trudno będzie dostarczyć na rynek znacznie więcej mieszkań niż dziś. Ponadto ofensywa inwestycyjna generuje wzrost kosztów. Sprzyja temu palący problem braku działek pod budowę, ale nie tylko. Głośno jest też ostatnio o rosnących kosztach materiałów czy braku rąk do pracy.